Galeria SCENA

Nasze prace - Proza

Autor: monika stocka
Tytuł: nieobecność
Nie mówił zbyt wiele i tylko to, co oczywiste, niezmienne lub nieważne.

Między słowami wielkie przepaście, które ona potrafiła zasypać, albo mosty nad nimi zbudować i przejść. Z jednego słowa jego umiała tyle ciasteczek ulepić, tyle materiału utkać … nic nie dodawała, tylko dzieliła, układała, kombinowała, jakby miała temu nadać przyjazny kształt, dla dłoni miękki choć z szorstkiego głosu.

Z zakamarków potrafiła wyciągnąć zmarznięte zwierzęta lub polne kwiaty, jakiś ciepły kokon, jakieś struny zerwane, w których pobrzmiewała jeszcze muzyka, albo tylko kilka nut wisiało od zeszłego lata, wysuszonych, zmęczonych, zaspanych. Ale jeszcze oddychały.

Bo jego słowa, jak ciasto drożdżowe, pęczniały w jej ustach, a ona smakowała je z rozkoszą, wynajdując w pustych pęcherzykach powietrza rozmaite smaki. Cały las, albo miasto, deszcz z ulicy i zmęczony wzrok znad komputera.

Ale najwięcej potrafiła znaleźć, gdy milczał. Wchodziła wówczas do jego miejsc, podczas gdy on bawił gdzieś daleko, na jakimś polowaniu może, i zwiedzała wszystkie komnaty, szafy i kąty. Powoli zaglądała dłońmi w ciemne przestrzenie, nazywając je dotykiem, bez dźwięku nadając im imiona. Biegała, spała, jadła i piła, pasowała klucze do wszystkich zamków i moczyła stopy w studni. Całe zdania nawijała na palce jak prząśniczka, szczęśliwa, że może tak dokładnie każdej nici podotykać.

A on o tym wiedział.

I długo nie wracał.


Zostaw swój komentarz
Nick:
Komentarz: