Galeria SCENA

Nasze prace - Proza

Autor: Jarek Budnicki
Tytuł: LEGENDA o dziupli i trzech stronach świata
Legenda o dziupli i trzech stronach świata.
(pisana na zamówienie)

1.

W pewnej zimnej i dalekiej krainie, gdy noc polarna stawała się długa jak sen chorego, przy ognisku rozpalonym w dużej chacie krąg mężczyzn siadał by wysłuchać starego bajarza i mędrca. Opowieści, które snuł bajarz były długie a swymi korzeniami sięgały mroków wszelkiej historii. Wśród mężczyzn kręciły się dzieci, czasem dokazywały a czasem zasłuchane w opowieści zasypiały przytulone do ciepłych, twardych, zahartowanych ciężką pracą i trudnym życiem mieszkańców tej osady. Wśród młodych wyróżniał się Anio, który częściej niż inne dzieci wsłuchiwał się w opowieści wypowiadane śpiewnym głosem przez starego bajarza. W głowie Anio snuły się mgliste plany, ale na razie tylko biegały w nieuchwytny sposób pomiędzy różnymi innymi pragnieniami i zagadkami życia. Anio dorastał i mężniał a wszystkie opowieści, jakich był słuchaczem mówiły o życiu, o trudnym życiu, odpowiedzialności, potędze dyscypliny i posłuszeństwa. Że życie na Północy jest zbyt trudne by lekceważyć choć jeden szczegół, każda okoliczność może być szansą na przetrwanie, zagrożeniem lub śmiercią, z głodu lub innego niebezpieczeństwa.

Aż pewnego wieczoru zapłonął młody Anio. Było to wtedy, gdy stary bajarz opowiedział opowieść, przeznaczoną na tą jedną tylko noc w roku, na święto Odważnych i Nieustraszonych. Tej nocy młody Anio poczuł się dorosły.

Opowieść brzmiał tak: “Jest gdzieś na Dalekiej Północy miejsce, gdzie spotykają się trzy lodowce, splatają ze sobą swoje trzy mroźne strumienie i napierają na siebie w cichej, śmiertelnej walce. Lód trzeszczy i kruszy się, pęka z ogłuszającym hukiem a potem znów na długo zapada oszałamiająca cisza. Nigdy nie wiadomo kiedy znów poruszą się lody i zetrą ze sobą w śmiertelnym uścisku, nigdy nie wiadomo. I biada wówczas śmiałkowi, który po tych lodach zechce iść w poszukiwaniu Miecza Szarego.

Jednak, kto nie zadrży i wyruszy na poszukiwania ma szansę zdobyć władzę nad światem. Może panować nad krainą Północy a także krainami Południa, Wschodu i Zachodu.”

Tej nocy młody Anio po raz pierwszy usłyszał o innych krainach. I zapłonął jego umysł zimnym płomieniem pożądania władzy Miecza Szarego.

Przez kolejne trzy miesiące szykował się do wyprawy, gromadził żywność, ubrania, ekwipunek i drużynę śmiałków. Zapalił chłodne serca innych młodych do tej wyprawy. Gdy wyruszyli po 3 miesiącach przygotowań zdali się na instynkt i traf. Wskazówki, jakich udzielił im stary bajarz nie były zbyt dokładne, kierowali się wg gwiazd, wypatrywali trzech szczytów i trzech lodowców, które splatały się w wiecznej zimnej walce o prawo istnienia. Wędrowali coraz dalej od domu przez śnieżną pustynię, prowadząc zaprzęgi ciągnięte przez psy. Gdy zmuszeni byli zabić i zjeść psy sami ciągnęli sanie, gdy porzucili sanie tylko plecaki mieściły ich coraz skromniejsze zapasy i nadzieje... Na każdym obozowisku pozostawiali jakieś sprzęty, rzeczy, resztki a czasem chorego lub zmarłego z wyczerpania towarzysza.

Pewnego ranka zostało ich tylko trzech, Anio i jego dwaj najwierniejsi przyjaciele... wtedy załamała się pogoda a mroźny wicher wiał godzinami... Pod namiotem ze skóry foki przeczekiwali mordercze uderzenia zimna i grozy. Przetrwali a gdy po tej śnieżnej burzy wyszli na odkrytą przestrzeń ukazała się ich oczom przejrzysta kraina trzech gór i milczące lodowce.

Byli przekonani, że dotarli na miejsce.

Wyczerpani ale szczęśliwi zbliżyli się do granicy lodowej krainy i podziwiali trzy ogromne jęzory splecione w mroźnym warkoczu. Ogromne połaci lodu drżące z wysiłku i zła.

Milcząc weszli na gładkie tafle.

Ta opowieść w tym momencie się urywa i tylko lata później pewien stary bajarz opowiadał zdumionym słuchaczom jak z mroku ukrytej pomiędzy jęzorami lodowców jaskini wyszedł ledwo żywy Anio, jak uniósł w górę Miecz Szary. Stal błyszczała w czystym mroźnym powietrzu, jaśniała mocą zatopionych w niej nitkach srebra.

Anio wrócił do swej osady i stał się jej księciem, powoli rósł, mężniał. Obejmował władzę nad sąsiednimi wioskami aż wreszcie zjednoczył pod swym berłem całą Północ.

Jego królewski płaszcz był szary i niebieski przetykany srebrnymi pasmami, a herb to były trzy srebrne szczyty na szarej materii.

Ale nie zapomniał Anio przepowiedni z dzieciństwa, nie zapomniał, że są gdzieś inne krainy i że tam jeszcze czeka na niego władza i panowanie nad światem. Gromadził siły.

2.

W bardzo gorącej i dalekiej krainie, gdzie nawet noce były ciepłe a dni wrzące i długie jak sen chorego, przy niewielkim ognisku w lekkiej chacie z liści bananowca krąg mężczyzn siadał wieczorami by wysłuchać starego bajarza i mędrca. Opowieści były długie. Sięgały swoimi korzeniami dawnych czasów i początków wszelkiej historii. Wśród mężczyzn kręciły się dzieci, które najczęściej bawiły się i żartowały ze sobą a tylko czasem słuchały opowieści. Wśród młodych wyróżniał się żywy jak iskra Diaba, on częściej niż inne dzieci wsłuchiwał się w opowieści mówione ciepłym głosem starego bajarza. W głowie Diaba snuły się mgliste plany, na razie tylko biegały w nieuchwytny sposób pomiędzy różnymi innymi pragnieniami i zagadkami życia. Diabo dorastał i mężniał a wszystkie opowieści, jakich był słuchaczem mówiły o życiu, o trudnym życiu ale i energii, radości i przygodach, jakie niesie świat, gdy rzuci mu się wyzwanie!

Że życie na Południu jest zbyt trudne by lekceważyć choć jeden szczegół, każda okoliczność może być szansą lub zagrożeniem, drogą do życia w bogactwie lub ścieżką śmierci z głodu lub innego niebezpieczeństwa.

I pewnego wieczoru zapłonął młody Diabo. Stary bajarz opowiedział opowieść, która była przeznaczona na jedną jedyną tylko noc w roku, na święto Niespokojnych i Niepokornych. Tej nocy młody Diabo poczuł, że jest dorosły.

A opowieść brzmiał tak: “Jest na Dalekim Południu miejsce, gdzie spotykają się trzy rzeki lawy, gdzie płonące skały splatają ze sobą swoje wrzące strumienie i napierają na siebie w strasznej walce. Skały, pomiędzy którymi te potoki ognia płyną, trzeszczą i kruszą się, pękają z ogłuszającym hukiem i padają wielkimi odłamami we wrzące morze lawy i tam topią się a potem znów na długo zapada oszałamiająca cisza przerywana tylko bulgotaniem. Kiedy znów się poruszą potoki lawy i zetrą ze sobą w śmiertelnym zwarciu, nigdy nie wiadomo! I biada śmiałkowi, który po tych skałach zechce iść w poszukiwaniu Miecza Złotego.

Jednak, kto nie zadrży, kto wyruszy na poszukiwania ma szansę zdobyć władzę nad światem. Może panować nad krainą Południa a także krainami Północy, Wschodu i Zachodu.”

Tej nocy młody Diabo po raz pierwszy usłyszał o innych krainach. Zapłonął jego umysł gorącym płomieniem pożądania władzy Miecza Złotego.

Przez kolejne trzy miesiące szykował wyprawę, gromadził żywność, ubrania, ekwipunek i drużynę śmiałków. Rozpalił gorące serca innych młodych do tej wyprawy. Gdy ruszyli po 3 miesiącach przygotowań nie byli pewni sukcesu ale nie poddawali się łatwo. Wskazówki, jakich udzielił im stary bajarz nie były dokładne, kierowali się wg gwiazd i słońca, wypatrywali trzech szczytów wulkanów i trzech jęzorów ognia, które splatały się w wiecznej gorącej walce o prawo istnienia. Wędrowali przez rozgrzaną kamienistą pustynię prowadząc wozy ciągnięte przez kuce, gdy zmuszeni byli zabić i zjeść kuce ciągnęli wozy sami, a gdy je porzucili już tylko plecaki mieściły ich coraz skromniejsze zapasy i nadzieje... Na każdym obozowisku pozostawiali jakieś sprzęty, rzeczy, resztki a czasem chorego lub zmarłego z wyczerpania towarzysza.

A pewnego ranka zostało ich tylko trzech, Diabo i jego dwaj najwierniejsi przyjaciele... wtedy załamała się pogoda i wrzący, pustynny wicher wiał godzinami... Pod namiotem z płótna przeczekiwali mordercze uderzenia gorąca i grozy. Przetrwali a gdy po tej piaskowej burzy wyszli na odkrytą przestrzeń ukazała się ich oczom przejrzysta kraina trzech wulkanów i milczące zastygłe jęzory ognia.

Byli przekonani, że dotarli na miejsce.

Wyczerpani ale szczęśliwi zbliżyli się do granicy piekielnej krainy i podziwiali trzy ogromne jęzory lawy splecione w zastygłym skalnym warkoczu. Ogromne połaci skał drżące z wysiłku i zła.

Milcząc weszli na pole gładkie ciepłej, zastygłej lawy.

Ta opowieść w tym momencie się urywa i tylko lata później stary bajarz opowiadał zdumionym słuchaczom jak z mroku ukrytej pomiędzy jęzorami lawy jaskini wyszedł ledwo żywy Diabo i uniósł w górę Miecz Złoty. Stal błyszczała w słońcu, jaśniała mocą i zatopionymi w niej nitkami złota.

Diabo wrócił do swej osady i stał się jej księciem, powoli rósł, mężniał i obejmował władzę nad sąsiednimi wioskami aż wreszcie zjednoczył pod swym berłem całe Południe.

Jego płaszcz był czerwony i niebieski przetykany złotymi pasmami, a herb to były trzy ogniste szczyty i warkocze lawy na szarej materii.

Ale nie zapomniał Diabo przepowiedni z dzieciństwa, nie zapomniał, że są gdzieś inne krainy i że tam jeszcze czeka na niego władza i panowanie nad światem. Gromadził siły.

3.

W bardzo gęsto zarośniętej lasem, zielonej krainie, gdzie noce były chłodne po ciepłym dniu a czasem długie jak sen, przy prostym kominku w leśnej chacie zbudowanej z pni drzew, siadał krąg mężczyzn by wysłuchać starego bajarza i mędrca. Opowieści były bardzo długie. Sięgały swoimi korzeniami takich czasów gdy drzewa dopiero wyrastały z nasion a zwierzęta żyły w absolutnej wolności, sięgały początków wszelkich zdarzeń z udziałem ludzi. Wśród mężczyzn zasłuchanych w opowieści bawiły się dzieci, czasem także i one zasłuchały się w opowieści. A później zasypiały. Wśród młodych wyróżniał się Dobo, który częściej niż inni zastanawiał się nad sensem opowieści mówionych śpiewnym głosem przez starego bajarza. W głowie Dobo snuł niejasne plany, zaznaczał w nieuchwytny sposób przestrzenie i granice pomiędzy różnymi pragnieniami i zagadkami codziennego życia. Dobo dorastał i mężniał a wszystkie opowieści, których był słuchaczem mówiły o życiu, o trudnym życiu, ale o życiu bogatym w jego różnorodności, a także o wartości i walorach, jakie niesie świat, gdy podejmie się wyzwanie!

Bo życie w Leśnej Krainie jest zbyt trudne by lekceważyć choć jeden szczegół, każda okoliczność może być szansą lub zagrożeniem.

I pewnego wieczoru zapłonął młody Dobo. Wtedy stary bajarz opowiedział opowieść, która była przeznaczona na tę jedną tylko noc w roku, na święto Mocy Różnorodności. Tej nocy młody Dobo stał się dorosły.

Opowieść brzmiał tak: \"Jest W Głębi Leśnej Krainy miejsce, gdzie spotykają się trzy wiekowe dęby, gdzie ich wijące się potężne konary i korzenie splatają ze sobą w zawiłym uścisku, napierają na siebie w walce o przestrzeń i wolność. Doliny, pomiędzy którymi te sploty ogromnych konarów i korzeni tworzą zawiły labirynt, trzeszczą, kruszą się i pękają z ogłuszającym hukiem i padają wielkimi odłamami w mroczne przestrzenie bez dna. A potem znów na długo zapada oszałamiająca cisza przerywana tylko szumem liści i pohukiwaniem sowy. Kiedy ponownie te sploty rozedrą górę lub dolinę mogą zetrzeć każdego człowieka i każde zwierzę znajdujące się w ich zasięgu, tego nigdy nie wiadomo! I biada śmiałkowi, który po tych splotach konarów i korzeni zechce iść w poszukiwaniu Miecza Z Żelaza.

Jednak, kto nie zadrży, kto wyruszy na poszukiwania ma szansę zdobyć władzę nad światem. Może panować nad Krainą Lasów a także krainami Południa, Północy, Wschodu i Zachodu.”

Tej nocy młody Dobo po raz pierwszy usłyszał o innych krainach. I zapłonął jego umysł ciekawością i pragnieniem posiadania władzy Miecza Z Żelaza.

Przez kolejne miesiące szykował się do wyprawy, gromadził żywność, ubrania, ekwipunek i drużynę śmiałków. Rozpalił ciekawość i serca innych młodych do tej wyprawy.

Zanim jednak wyruszyli Dobo wiele dni i nocy spędził w Lesie. Wędrował po znanej sobie i coraz bardziej przyjaznej krainie. Odnalazł w Lesie polanę, na której skraju zbudował szałas, tam spędzał czas i uczył się sztuki przetrwania, samodzielnego życia w wymagających warunkach. Poznawał zwyczaje zwierząt i różne stany przyrody. Po jakimś czasie odkrył jeszcze lepsze miejsce do mieszkania i rozmyślań. Na skraju innej polany natrafił na potężny dąb, który pokryty był prawie w całości mchem ale pęknięcie korze prowadziło do wnętrza dębu. To była dziupla. Wielka jak sala tronowa w jakimś zamku. Mogła pomieścić wiele osób. Dobo wymościł dno dziupli mchem i liśćmi, zbudował posłanie i stół. Zamieszkał w dziupli. Przez otwór wejściowy przesłonięty pnączami i mchem sączyło się do środka przytłumione światło. To był idealny dom dla myślącego człowieka.

Nie zapomniał Dobo o przygotowaniach do wyprawy po Miecz Z Żelaza. Co kilka dni zaglądał do wioski i sprawdzał stan przygotowań. Wreszcie, po 3 miesiącach, wszystko było gotowe!

Ruszyli. Wskazówki, jakich udzielił im stary bajarz nie były zbyt dokładne, kierowali się wg słońca i gwiazd, wypatrywali horyzontu i trzech ogromnych starożytnych drzew, trzech labiryntów korzeni i gałęzi, które splatały się w wiecznej milczącej walce o prawo istnienia. Wędrowali przez leśną krainę a potem przez trawiastą pustynię prowadząc zaprzęgi ciągnięte przez oswojone łosie, gdy zmuszeni byli zostawić łosie na skraju lasu to przez trawiaste pustki sami ciągnęli zaprzęgi, a gdy i te porzucili tylko plecaki mieściły ich coraz skromniejsze zapasy i nadzieje... Na każdym obozowisku pozostawiali jakieś sprzęty, rzeczy, resztki. Gdy któryś z drużyny chorował lub tracił nadzieję budowali mu obóz i zapewniali opiekę. Nigdy nie porzucili na pastwę losu chorego lub wątpiącego towarzysza. Na swej drodze stawiali znaki, by potem móc wrócić do domu.

Aż pewnego ranka zostało ich tylko trzech, Dobo i jego dwaj najwierniejsi przyjaciele... załamała się pogoda i wicher znad trawiastej pustyni wiał całymi godzinami... Pod namiotem ze skóry jelenia przeczekiwali mordercze uderzenia wiatru i grozy. Przetrwali a gdy po tej burzy wyszli na odkrytą przestrzeń ukazała się ich oczom przejrzysta kraina trzech dębów rozsadzających trzy sąsiednie doliny.

Byli przekonani, że dotarli na miejsce.

Wyczerpani ale szczęśliwi zbliżyli się do granicy krainy labiryntów i podziwiali trzy ogromne warkocze splecionych ze sobą drzew. Ogromne konary drżące z wysiłku i chęci życia.

Milcząc weszli na splątaną przestrzeń utkaną z drzew tak potężnych jakich jeszcze nie widzieli w życiu.

Ta opowieść w tym momencie powinna się urywać i tylko lata później inny stary bajarz mógłby opowiadać zdumionym słuchaczom jak z mroku ukrytej pomiędzy splotami dębów jaskini wyszedł ledwo żywy Dobo i uniósł w górę Miecz Z Żelaza. Metal jaśniał mocą lecz przetykany był też nitkami rdzy a rękojeść owinięta była korzeniem dębu. A obok Dobo stali szczęśliwi dwaj jego przyjaciele.

Dobo wrócił do swej osady i stał się jej księciem, powoli rósł, mężniał i obejmował władzę nad sąsiednimi wioskami aż wreszcie zjednoczył pod swym berłem całą Leśną Krainę.

Jego płaszcz był zielony i brązowy przetykany rdzawymi pasmami, a herb to były trzy splecione dęby rozsadzające doliny.

Ale nie zapomniał Dobo przepowiedni z dzieciństwa, nie zapomniał, że są gdzieś inne krainy i że tam jeszcze czeka na niego władza i panowanie nad światem. Gromadził siły.

Ta opowieść powinna się w tym momencie urwać ale Dobo przypuszczał, że nie on jeden na świecie słyszał opowieści o dalekich krainach, że nie on jeden dał się zauroczyć i poruszyć historią o władzy nad światem. Lecz wiedział też, że on tej władzy nad światem nie chce. Lecz przyjdzie mu się zmierzyć z takimi, którzy nie myślą o niczym innym.

4.

Wiele wieków później zasłuchani w różne opowieści słuchacze domagali się dalszego ciągu tej historii. Wówczas stary bajarz zabrał grupę na wielką polanę i tam wprowadził wszystkich do wnętrza ogromnej dziupli, która powstała przez pęknięcie w bardzo staro wyglądającym drzewie.

Wejście było wąskie, tak że można było przeciskać się tylko pojedynczo. Ale wnętrze drzewa okazało się zaskakująco obszerne i wygodne. Gdy grupa wygodnie usiadła na pokrytym miękkim i ciepłym mchem poszyciu, bajarz podjął przerwaną historię. Wiem dokładnie co się dalej stało, co się wydarzyło, gdy pewnego dnia każdy z tych zdobywców miecza, Anio z Mieczem Szarym przetykanym srebrem, Diabo z Mieczem Złotym i taką też nicią zdobionym oraz Dobo z Mieczem Z Żelaza pokrytym drobinami rdzy z rękojeścią oplecioną korzeniem drzewa... gdy pewnego dnia ci trzej pchnięci jakby jednym impulsem wyruszyli na poszukiwanie ostatecznego celu swego życia. I pamiętam te spotkanie, bo widziałem jak Anio i Diabo wpadli z rozmachem i wojskiem na wielką polanę, gdzie ze swoją siłą był już Dobo. I jak zawrzała wielka bitwa. Widziałem później pokonanych, zamkniętych w złotych i srebrnych klatkach, cieszących oczy zwycięzców.

I widziałem jak chłodne zło z Północy i gorące zło z Południa ulega życiu i różnorodności Lasu. Czemu się tak stało? Jak zmienne są koleje losu? Skąd Dobo wziął siłę i moc by pokonać wściekłe ataki Północy i gwałtowne ataki Południa?

Na te pytania są odpowiedzi. W chwili gdy z dwóch stron na armię Dobo ruszyły srebrna armia z Północy i złota armia z Południa, gdy wydawało się, że Dobo znajdzie się w potrzasku, wtedy poruszyły się sploty ogromnych drzew i wyciągnęły swoje sękate ramiona ku atakującym armiom.

Szybkie ruchy długich ramion wyrywały zdumionym wojom ich broń z rąk. Pozbawiona oręża jedna i druga armia rozproszyła się po Lesie i przepadła... Potem ślady tych uciekinierów odnajdowano. Ale nie znaleziono nikogo żywego.

Las obronił Leśną Krainę przed agresją i narzuconą władzą. Pozostała nietknięta. Zielona i różnorodna.

W dziupli złożył Dobo symboliczną ofiarę z Miecza Szarego i Złotego. Oplotły korzenie dębu te dwa miecze i na zawsze ukryły przed ludzkimi oczami.

Dobo zajął miejsce na tronie Krainy Lasu a potem też wysłał ambasadorów do Krainy Północy i Południa, które dobrowolnie poddały się jego władzy. Zapanował pokój.

A dziupla? Dziupla stała się miejscem spotkań. Tu zbierała się Rada Leśnej Krainy, tu podejmowano decyzje i tu powstawały takie prawa, które nie odbierały innym ludziom wolności.

Obecnie każdy może, po dłuższym poszukiwaniu, odnaleźć drogę do dziupli.

Każdy może w swoim sercu, duszy i rozumie rozstrzygnąć, co jest jego celem życia i jakiej władzy nad światem pragnie.


Zostaw swój komentarz
Nick:
Komentarz: